piątek, 13 kwietnia 2012

Jontek na Ślonsku

To pozostało dzisiaj z Kopalni Węgla Kamiennego "Kleofas"
To melodia z tamtych latPierwszą gwiazdą naszej zajebistej szkoły z osiedlu "Z" była - Ruda małpa .Po długiej szkolnej przerwie rozpoczęła się lekcja geografii prowadzona przez Rudą małpę, gwiazdę number 1 naszej upierdliwej szkoły osiedla Z. Ruda małpa słynęła w budzie z tego, że 99 procent uczniów pochodzenia męskiego w każdej klasie posiadało w nauczycielskich dziennikach pały, czyli dwóje. Każda lekcja Rudej małpy zaczynała się od pytań skierowanych do nas z zakresu wiedzy geograficznej Górnego Ślonska. Pytania stawiane nam były tak perfidnie konstruowane, że każde po zadaniu przez małpę pytanie, z góry zakładało, lufę w nauczycielskim dzienniku. Już na przerwie tak jakoś podświadomie przeczuwałem, że Ruda małpa rozpocznie swój egzaminatorski test od mojej osoby i tak też się stało. Ledwo hołota klasowa zasiadła w ławkach, Ruda małpa położyła dziennik na katedrze i syknęła: A czy mógłbyś Benio K - czyli ja, wymienić nam no ze trzy dopływy ślonskich rzek wpadające do naszej królowej polskich rzek Wisły. No zdrętwiałem z wrażenia, bo to pytanie sparaliżowało mój organizm dokumentnie, ale w odpowiedzi wykrzyknąłem, że Rawa. to wszystko przez bluesa... No i trafiłem, na co ona w ripoście odbiła, a skąd Benio wypływa. Pomyślałem sobie kurwa, że chyba żaden ślonzok nie wie skąd ten ściek wypływa, to ja przyszywaniec Górnego Śląska mam wiedziec skąd ? No i oczywiście dostałem pałę, czyli 2 , bo ściek Rawa nie jest dopływem Wisły, tylko Brynicy. Problem Rawy nie jest po dziś dzień rozwiązany, ponieważ szukam jej źródeł na Śląsku, a Robi nie chce w tym mi pomóc.
Drugą gwiazdą naszej świetlanej szkoły , czyli number 2 - była Robi - higienistka. Tajemnicza woman której nie mogliśmy rozszyfrować - nie była nauczycielką - ale pracowała w naszej szkole jako higienistka i zjawiała się w naszej szkole o różnych porach dnia sprawdzając non stop naszą higienę osobistą. Łeb - czy nie zawszawiony. Ręce - czy nie brudne. Zęby - czy były czyszczone - bo jak nie to proszek, szczoteczka i do WC . Za to ja kochaliśmy... Usunęła nie jedną wszawicę. Wymyła tysiące rąk i setki zębów. Ale najważniejsze było to, że zawsze była uśmiechnięta i życzliwa dla każdego z nas w odróżnieniu od naszych skurwiałych, pojebanych nauczycieli...Co miesiąc byliśmy przez nią badani, jak psy u weterynarza. Staruchy gadają na takich potocznie: Psy Pawłowa, a dodatkowo ważeni i mierzeni - doktorat pewnie chciała robić - bo przecież miesięczny przyrost naszego wzrostu był nijaki...Ten Pawłow, to tak nawiasem mówiąc, nie był głupi gośc. Ponieważ to już od przedszkola poprzez szkolny wiek, lata pracy i nieróbstwa, czyli emerytury, aż do grobowej deski, ktoś nas ustawił przez całe życie, jak Pawłow swoje psy... Robi dostała przezwisko, od wiewiórek, które latała podglądać na długiej przerwie, każdego dnia do pobliskiego Parku Paprocańskiego. Mawiała nam, że dziwne rzeczy dzieją się z tymi ssakami w naszym parku, ponieważ wszystkie są rude, za wyjątkiem jednej pary - która jest szara - Ta para, to szatynki - takiego koloru jak jej włosy. Od i szkopuł, bo u nas wiewiórki z reguły są koloru rudego - a tu masz ci babo placek - znalazła się rodzina szarych wiewiór...Jednym słowem sex bomba z niej była - wysoka,szczupła,zadbana i oryginalna, ale fotkę gdzieś zawieruszyłem. Walne zebranie SKOK pod rurą postanowiło w głosowaniu jawnym przyznac Izabeli N - pseudonim: Robi...Dla tych baranów, którzy nie wiedzą, co to za słówko, czy zwrot, Rada zaleciła wszystkim ze SKOK skorzystac ze słownika języka angielskiego...ROBI... Wiewiórka... To żenujące, ponieważ od drugiej klasy w budzie uczą nas języka przyszłości, a żaden z nas nie wiedział, że Robi - to wiewiórka. Nawet najmądrzejszy anglista budy - Jacuś - osioł z IIIB nie znał znaczenia tegoż słówka. Należy również czytających powiadomic , że skrót SKOK naszej szkolnej tajnej organizacji został wymyślony przez nas i w rozwinięciu nazywał się jako: Szkolna Klinika Opierdalania Każdego - ( kto się nawinie uśmiecha ten jest jełopem i to do kwadratu ). Jak sama nazwa wskazuje miała za zadanie inwigilować, terroryzować i opierdalac nasze szkolne otoczenie przy pomocy napierdalania wszystkich dookoła. Słowo to ,czyli opierdalać, a wymyślone całkowicie przez nas posiada dwa znaczenia - nierób i opierdalanie - ( nie mylic z SKO lub SKOK - kaczorów ). A Robi i parkowe wiewióry były gwiazdami - wizytówkami - naszej budy. Nasz wywiad OSK wywęszył, że jakiś luj z Bielska się koło niej kręci, a i Bucyfoł miał na nią chrapkę. Ten fakt z ciągłymi przyjazdami góralika z Podbeskidzia, pociągiem relacji Bielsko - Katowice i nagłe znikanie w parku doprowadził nasza organizację do szczególnej czujności. Nie pozwolimy przecież, żeby nasza szkolna, klasowa gwiazda i to rodowita tyszanka straciła cnotę z jakimś góralskim przybłędą. Walne zebranie pod Rurą tego lata jednogłośnie przegłosowała, że w okresie wakacji Robi – czyli higienistka naszej ukochanej budy zostanie poddana totalnej inwigilacji. Czytającym nasuwa się pytanie, dlaczego właśnie ona ? Odpowiedź prosta. Wszystkie nauczycielki mają załatwione wakacje – jako wychowawczynie na kolonie z pobliskich zakładów pracy, a Bucyfoł wyjeżdża do Jugosławii z ZNP. Spośród szkolnej elity pozostała więc szatniarka, czyli woźna i palacz kotłowy. Woźna mieszkała w szkole i pilnował dzieci i starego, a szatniarz mieszkał w tym samym bloku co Ruda małpa i chodził na wakacjach od świtu do nocy po paprocańskich barach powracając do domu późną nocą, totalnie nawalony. Robi mieszkała u rodziców w czteropiętrowym bloku na Rewolucji Październikowej. Obserwacja jej nie była więc utrudniona, w dodatku mieszkała na parterze i posesja jej wyposażona była z tyłu bloku w taras i niewielki ogródek.W ostatni dzień wakacji doszło jednak miedzy naszą tajną organizacją a Robi już do pierwszego zgrzytu jaki zaistniał tuż po zakończeniu szkolnej akademii pożegnalnej. Po przemowie pożegnalnej dyrektorki i aplauzie wszystkich klas, że to już koniec użerania ze szkolnym personelem, Bucyfoł nagle skierował swoje kroki w kierunku towarzystwa w którym przebywała Robi. Przystanął obok niej wykonując podejrzane ruchy swoimi łapskami na ciele naszej higienistki. Jeden ruch , a który wyraźnie dostarczył emocji naszej organizacji był wręcz skandaliczny a polegał na wyraźnym gładzeniu pośladków Robi i wyraźnym przeskakiwaniu łapska z jednego pośladka na drugi. Jacuś z IIIB widząc to , aż zaskomlał z wrażenia. Ale to jeszcze nic, bo nagle wspólnie skierowali swe kroki do głównego wyjścia. Poszliśmy za nimi, przystając na schodach wejściowych i naszym oczom z nie do wiary ukazał się niesamowity widok… Bucyfoł zapraszał ją wyraźnie do swojego Trabanta. Podbiegając ostentacyjnie do drzwi naprzeciwko kierowcy, otworzył je i wpakował Robi na przednie siedzenie. Zapalił Trampka, pomachał nam lewą ręką w pożegnalnym geście nam i pewnie budzie i odpłynęli w siną dal... I kto by pomyślał, największy osioł klasy IIIB, a obecnie już IV –tej , Jacuś zachował się najsprytniej, mówiąc swoim ochrypłym, gardłowym głosem – chłopaki lecę na Targiela, zobaczyć, czy aby nie wyjeżdżają z miasta i pobiegł na skróty w dół w kierunku ulicy. Ale numer - jeszcze wakacje się nie zaczęły a poddana wakacyjnej obserwacji gwiazda naszej budy, higienistka Robi, znika nam z pola widzenia. Po piętnastu minutach przybiegł zdyszany Jacuś oświadczając nam, że ulicą Targiela Trampek z miasta nie wyjeżdżał. To oznaczało, że nasza gwiazda SP - 40 ulotniła się z Bucyfołem i Trampkiem zielonego koloru na miasto. Jedna taka zawodniczka, higienistka Robi poszukuje wraz ze mną. Cały sęk w tym, że ona obok Rawy pracuje, a ja jako emigrant mogę tylko korzystac z map google – earth. Chyba leniwa jest i nie chce się jej przejśc pod prąd ściekiem aż do źródeł. A przecież mogłaby przejsc do historii, jako geograf gdyby chciało jej się wykonac powyżej opisany spacerek. Ruda małpa po dziś dzień ma chyba jednak wyrzuty sumienia za moją pałę, ponieważ drugą rzekę wpadającą do Wisły z naszego regionu wymieniłem nasz ściek płynący poniżej budy, czyli jak staruchy zwią: Gostynka. Sprawdziliśmy to z całą naszą tajną grupą OSP naocznie – idąc w pierwszy dzień wakacji od rury aż do ujścia ścieku do Wisły. Ciekawe, że ten ściek dodatkowo jest zagnojony przez odchody tyskiego miasta, ponieważ Tyska Oczyszczalnia wszystkie niby oczyszczone kloaczne brudy pompuje do Gostynki. Zdążyliśmy to naocznie podczas naszej wędrówki zauważyc. Ojciec miał rację ściek puszczają do ścieku. To skąd ryby w ścieku Gostynka ? Tatuśko w tamtych czasach jebał na okrągło na na grubie - piątek,świątek i niedziela. Jednym słowem : jebał i jebał i nic z tego nie miał. Wszystko pisali mu na tzw. książeczkę G. W pierwszym roku działalności tej książeczki oszczędnościowej zaczął zbieranie złotówek na telewizor kolorowy marki RUBIN. Myślę, że Robi higienistka jak zostanie radną, a później posłem to z racji swojego wykształcenia zacznie się tym problemem przejmowac ! Od tegoż pamiętnego dnia, kiedy w dzienniku klasowym zainkasowałem piątą lufę z rzędu, Ruda małpa przeszła pod specjalny nadzór naszej tajnej klasowej organizacji SKOK.Przyszedł czas inwigilacji.Sprawę ułatwiał fakt pobliskiego zamieszkania jej obok budy, dosłownie naprzeciwko głównego wejścia, które przedzielała ulica Zgrzebnioka. Największym jednak atutem dla ciągłego śledzenia jej było to, że mieszkała na parterze z logią, mogła więc byc pod ciągłym nadzorem podglądania, fotografowania i podsłuchu...To tak jak mawiano wtedy w MO i ORMO - Nie ma chuja we wsi, żeby z tego pomieszczenia mysz mogła spierdolić...Zebranie SKOK jakie odbyło się tego samego dnia pod rurą zatwierdziło przy jednym głosie wstrzymującym się, że inwigilację Rudej małpy przenosimy po wakacjach. Szkoda upragnionych wakacji i lepszym jest moczenie dupy w jeziorze Paprocańskim niż warowanie pod oknami profesorki, która w dodatku, jak donosiły służby szpiclowskie całe wakacje ma spędzić w Zawoji jako wychowawczyni delegowana przez kopalnię Lenin.Kochanka sztajgra miała z Lenina, który niewątpliwie te wczasy wychowawczyni jej załatwił. Z tą kopalnią Lenin, to też były jaja, bo krążyła taka plotka po naszym osiedlu, a nawet w mieście na targowisku, że to nie żadna kopalnia Lenin, tylko Leni. Jak zawieszono nowoczesny neon na wieży skipowej: Kopalnia Lenin, to z reguły na nockę ta ostatnia litera, czyli n prawie nigdy się nie świeciła, co wkurwiało załogę przychodzącą na nocne zmiany. Taki ryl jak przychodził do roboty i witał go transparent świetlny na szychtę, że jest z Kopalni Leni - to od razu chłop rozmyślał, że jak jest leniem , to na chuj mu ta ciężka górnicza robota. Podobno sprawą tą zainteresował się sam I sekretarz KW, niejaki Grudzień, no to sprawa się rypła i była już tak wysoko, że ktoś musi zostac ofiarą nieszczęśliwej literki n, a bucyfoły z KW - to pewne, znajdą winnego. Przez tamtą zimę SB-ecja województwa śląskiego miała więc robotę, bo skip obstawiony był przez całą nocną zmianę przez szeregowego funkcjonariusza i to w zimie przebranego za ryla w brązowym kasku dla niepoznaki, który krążył przez całą noc wokół skipu. A zima była stulecia, tak to nazywają staruchy, po przeżyciu której wczesną wiosną wyzionął ducha i oddał swoje cenne życie w szpony diabła. Po zimie i śmierci SB-ecja odpuściła i nocne warowanie na skipie przekazała kopalnianemu ORMO.To dla niej - jak to czasami otworzy> Po strzeleniu kostką brukową w balkonową szybę, błyskawicznie pobiegłem za róg bloku do wysypiska śmieci gdzie zakamuflowałem rower. Przeciąłem na rowerze ulicę Armii Czerwonej i przejeżdżając przez kładkę na linii kolejowej Tychy Miasto wjechałem pod tunel, dostając się w przeciwległą dzielnicę Tychów. Było to dla mnie już bezpieczne miejsce. Wjechałem wraz z rowerem w krzaki znajdujące się po drugiej stronie wału kolejowego i zacząłem się przyglądać, co będzie dalej. Widok sprawiał wrażenie filmowego horroru. Blok Robi zupełnie kojarzę z poniższym filmikiem...Tychy - to miasto - blokowisko... Spokojnie wyciągnąłem rosyjską lornetę zakupiona przez starego z książeczki G i skierowałem to optyczne narzędzie na jej loggię. Zobaczyłem przerażoną Robi i sztywnego Bucyfoła stojących na tarasie, których zaczęli oblegać mieszkańcy blokowiska z ulicy Rewolucji Październikowej.Za kilka minut przyjechała milicja. Trzech ich przyjechało. Ostatni, który wysiadał z tyłu z Fiata opisanego dużymi literami MO na bocznych drzwiach - nafaszerowany był gwiazdkami na pagonach i chyba po cztery na każdym posiadał, a więc kapitanem był. Pewnie szef dochodzeniówki. Pierwsze kroki skierowali na taras w kierunku zszokowanych świadków zaistniałego zdarzenia czyli purpurowej Robi i czerwonego jak burak Bucyfoła, bo przecież to nie jego poletko. Pewnie pytali ich co się stało ? Zapewne nic specjalnego się nie dowiedzieli, ponieważ kostka brukowa została wrzucona w okna w czasie ich wejścia, czyli kiedy przebywałem już w tzw. bezpiecznym miejscu. Kostka brukowa nie posiada żadnych śladów linii papilarnych. Rzucona została w szyby w sterylnych rękawiczkach mamuśki, które służyły na co dzień do obierania ziemniaków. Za mniej więcej 15 minut podjechała pod blok milicyjna kibitka. Z kibitki wysiadło czterech gości. Dwoje w mundurach MORO ( nie mylić z ORMO ), dwoje Cywilów i pies bardzo podobny do Szarika z "Czterej Pancerni i Pies". Cywile poszli w tłum, a ci z Moro i pies na taras. Rozeznać tropienie z psem. Tłum ludzi oblegał tak blokowisko, że pies nie miał najmniejszych szans wytropić złoczyńce. Przywiązali więc go do kibitki i podali kość dla zabawy. A sami weszli w tłum i zaczęli węszyć. Szanse ich na zwęszenie malały z minuty na minutę, z kwadransa na kwadrans, z godziny na godzinę. To był pierwszy sygnał na to, że nie mają szans na załapanie i ukaranie mnie, czyli nie pójdę na odsiadkę do Poprawczaka albo Domu Dziecka.Zrobiło się już całkiem ciemno, jak na powyższym filmiku i gapie spod blokowiska ruszyły do domów. Dwójka w mundurach moro uruchomiła psa. Pies zaczął kołowanie wokół bloku i nie dziwota, chodził śladami gapiów, tam i z powrotem. Nie doszedł do śmietnika. Akcja więc moja i naszej organizacji zakończyła się pełnym sukcesem, a rower...Robi nie jest brunetką, tylko blondynką i to wysmukłą blondynką mojego wzrostu i doskonale wie, że ze mną na spacery może chodzić w klapkach lub balerinach. Doskonale zna również trasę naszych spacerów i na wyspę doszłaby na ślepo. Gorzej z rurą, chyba nie przejdzie, ale możemy potrenować. Robi we wrześniu przyjadę do Polandii - to możemy rozbić na tydzień namiot pod rurą i będziesz trenować... jesienne przechodzenie na bosaka po rurze do sławetnej szkoły SP - 40...Widok tegoż zdarzenia był fascynujący, jak z filmu Hitchcoka, tylko jakiego ? Robi wie, tylko nie chce wchodzić na blog - opuściła swojego narzeczonego i zakochała się - ale musi uważać i to bardzo, ponieważ w każdej chwili naszą organizację możemy reaktywować. Robi, który to już raz... ? USA Ci się śni - to masz...Ostatnio przychodzą do mnie do Anglii złe wieści o Robi...

1 komentarz:

Unknown pisze...

Śląsk jest cacy...